Mimo, że od teoretycznie od zakończenia budowy naszego domu minęły ponad dwa lata, nadal trudno go uznać za dokończony, a raczej wykończony. Tu i ówdzie nadal straszy tynk bez farby (głównie w pomieszczeniach uznawanych za techniczne, w niektórych pokojach brakuje listew przypodłogowych, a ze ścian i sufitów nadal w wielu miejscach straszą sterczące kable lub zamknięte puszki elektryczne.

W ostatnich dniach postanowiłem się zabrać za oświetlenie garażu i kotłowni, bo trudno się tam funkcjonuje bez światła, szczególnie wśród wielkiej sterty resztek materiałów budowlanych, od desek po wełnę mineralną.
Ociągałem się z tym tyle bo wydrenowana po budowie kieszeń nie pozwalała na zatrudnienie elektryka, którego stawka przy tak licznych gniazdkach i włącznikach, w tym krzyżowych i schodowych wprawiła mnie w osłupienie.
Ponieważ przewody były rozprowadzone postanowiłem w końcu zabrać się za to samodzielnie, a że nie mam o tym większego pojęcia z pomocą przyszedł mi poradnik montera elektryka, który przeprowadził mnie krok po kroku przez wszystkie czynności. Początkowo zawiła dla laika plątanina kabli, ułożyła się w logiczną całość i wszystko działa tak jak trzeba, ale pamiętajcie, że z prądem nie ma żartów, upewnijcie się zatem, że bezpieczniki są wyłączone i na pewno nie pracujecie pod napięciem, aby wasza pierwsza próba montażu włącznika, nie okazała się ostatnią.