Kometa Westa należy bez wątpienia do najjaśniejszych komet goszczących na naszym niebie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Była dużo okazalszym zjawiskiem nie tylko od komety Kohoutka, ale i od wcześniejszych komet Arenda Rolanda i Bennetta. Może z nią konkurować jedynie kometa, którą 18 września 1965 roku odkryli znani japońscy obserwatorzy Karou Ikeya i Tsutomu Seki. Kometa ta minęła Słońce zaledwie w odległości 0,008 jednostki astronomicznej i wkrótce potem też się rozpadła. Należy ona do nielicznej grupy, liczącej na razie tylko dziesięć komet ?muskających Słońce”. Poruszają się one ruchem wstecznym, a odległość ich punktów przysłonecznych jest mniejsza niż 0,01 jednostki astronomicznej. Ponieważ orbity tych komet są niemal identycznie zorientowane w przestrzeni, można wnioskować, iż mają wspólne pochodzenie. Może są produktem rozpadu jakiejś jednej większej komety? Do tej ciekawej grupy komet zaliczyć należy kometę Howarda-Koomena-Michelsa, która zderzyła się ze Słońcem. Niezwykłe to zjawisko zarejestrował amerykański satelita wojskowy ?Solwind” w dniach 30 i 31 sierpnia 1979 roku, lecz odkryli je dopiero dwa lata później R. Howard, N. Koomen i D.J. Michels opracowując uzyskane przez satelitę obrazy korony słonecznej. Jest to więc zarówno pierwsza kometa odkryta z pokładu statku kosmicznego, jak i pierwsza kometa, której zderzenie ze Słońcem zaobserwowano.

Zobacz też..

Dokoła ziemskiego globu krążą sztuczne satelity i stacje kosmiczne, ku planetom mkną coraz doskonalsze sondy międzyplanetarne, opracowywane są plany wypraw odkrywczych o wiele dalszych niż historyczna wyprawa na Księżyc. A jednak loty do gwiazd ciągle jeszcze znajdują się w sferze naszych marzeń. Ale czy z realizacją tego śmiałego pomysłu musimy czekać do czasu pierwszej wyprawy międzygwiezdnej? Nie, to wcale nie jest konieczne, bo naszych myśli nie krępują przecież żadne ograniczenia natury technicznej i dziś już na skrzydłach wyobraźni możemy polecieć do Gwiazdy Polarnej. Gdyby nasza wyimaginowana rakieta poruszała się z szybkością światła, dotarlibyśmy do niej dopiero po 470 latach; a ponieważ zabraliśmy ze sobą potężne teleskopy zbliżające odległe obiekty dziesiątki lub setki tysięcy razy, za ich pomocą możemy dokładnie obejrzeć swe ?rodzinne strony”. Ujrzymy przede wszystkim jasno żarzącą się kulę – Słońce, dokoła której krąży dziewięć mniejszych kul różnej wielkości ? planety. Od razu też chyba zauważymy, że są to ciała ciemne, z oświetlonymi półkulami zwróconymi ku źródłu światła. Niektóre z nich obiegają drobniejsze ciała – satelity, także świecące tylko odbitym światłem słonecznym. Ziemi wiernie towarzyszy jeden satelita – Księżyc, ale największe planety układu – Jowisz i Saturn – mają ich po kilkanaście.

1 KOMENTARZ

Comments are closed.